Pan Zbigniew Ryndak. Szanowny Panie Redaktorze! Trochę to dziwne, że próbuję się z Panem skontaktować nie mając w zasadzie dotąd wspólnych działań. Pozostanie tak, ale był czas, kiedy pracował Pan w Gazecie Z(L) i miałem okazję czytaćPańskie artykuły. Robiły na mnie wrażenie starannie dobieraną tematyką i wyważonymi opiniami. Nie było tam miejsca na napastliwe, agresywne tony. Z zupełnie pozamerytorycznych powodów Gazeta z lubością mnie atakowała. Przez wiele lat. Kilka osób, których nazwiska litościwie, chociaż z lekką nutą pogardy przemilczę przekazywało pałeczkę nienawiści młodszym adeptom. Zastosowałem taktykę splendid isolation, co na moje potrzeby można czytać jako wyniosły dystans. Gazeta umiera, a ja żyję... Rozpisałem się. Dzisiaj jesteśmy w jednej rodzinie emerytów i nadszedł czas, żeby przyzwoitym ludziom pokłonić się, co niniejszym czynię...
Jan Tyblewski